Całe życie poświęciłam rodzinie. Wychowałam dzieci, pracowałam, dbałam o dom, rezygnowałam z własnych marzeń, bo zawsze było coś ważniejszego. Teraz, kiedy w końcu mogłabym odpocząć i cieszyć się życiem, mój syn i synowa oczekują, że przejmę opiekę nad ich dziećmi.
Bo przecież „babcia ma czas”, „babcia na pewno się ucieszy” i „babcia to najlepsza niania”. A ja? Ja nie chcę być nianią, chcę być sobą. Chcę podróżować, chodzić do kina, spotykać się z przyjaciółkami, a nie spędzać kolejne lata przy pieluchach i kaszkach.
Nie zrozumcie mnie źle – kocham swoje wnuki, ale to nie ja je urodziłam i nie ja mam obowiązek je wychowywać. Gdy odważyłam się powiedzieć to głośno, zobaczyłam szok na twarzy syna i rozczarowanie w oczach synowej. Jak to, mama nie chce pomagać? Jak to, mama ma własne życie? Jakby to było coś nienaturalnego.
Dla nich emerytura to czas, gdy człowiek staje się dostępny 24/7, gotowy na każde zawołanie. „My mamy pracę, my jesteśmy zmęczeni” – mówią. A ja nie mam prawa być zmęczona? Nie mam prawa w końcu pomyśleć o sobie?
Przez lata słuchałam, że kiedy przejdę na emeryturę, będę mogła robić, co chcę. I zamierzam to zrobić. Nie zamierzam zmieniać swoich planów tylko dlatego, że komuś wygodnie jest mnie obarczyć opieką nad dziećmi.
Jestem babcią, a nie darmową pomocą domową. I choć boli mnie, że syn nie rozumie mojej decyzji, wiem, że mam do niej prawo. W końcu to moje życie.
