Zawsze byłam miła w pracy i prawie mnie to zniszczyło
Fot. Pexels

Nie wiem, kiedy to się zaczęło. Może od pierwszego dnia w tej pracy, kiedy chciałam zrobić dobre wrażenie. Albo kiedy starałam się udowodnić, że jestem wartościowym pracownikiem. W każdym razie jedno wiem na pewno – zbyt długo mówiłam „tak” na wszystko i teraz tonę w obowiązkach, które wcale nie należą do mnie.

Za każdym razem, gdy ktoś podchodził do mojego biurka z uśmiechem i pytaniem: „Mogłabyś mi pomóc z tym raportem? Mam teraz tyle na głowie”, zgadzałam się bez wahania. Bo przecież nie chciałam wyjść na niemiłą ani na kogoś, kto nie potrafi współpracować. Nawet gdy miałam swoje zadania po kokardę, zawsze znajdowałam czas na pomoc innym.

To ja kończyłam prezentacje, które inni zaczynali. To ja poprawiałam błędy w raportach, za które nawet nie byłam odpowiedzialna. To ja zostawałam po godzinach, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik, podczas gdy oni wychodzili z biura punktualnie. Z czasem zauważyłam, że przychodzili do mnie coraz częściej. Jakby nauczyli się, że zawsze ich wyratuję z opresji.

Ale nie miałam odwagi powiedzieć „nie”. Bałam się, że przestaną mnie lubić. Bałam się, że uznają mnie za niewspółpracującą albo – co gorsza – że przestanę być „tą miłą”. Tylko że ta „miła” wersja mnie była już wykończona. Zaczęłam zostawać po godzinach nie dlatego, że chciałam, ale dlatego, że musiałam nadgonić swoje obowiązki po tym, jak całymi dniami pracowałam nad cudzymi.

Mój kalendarz był wypełniony po brzegi nie moimi zadaniami. A najgorsze było to, że nikt nawet nie zauważał, jak bardzo się poświęcam. Wręcz przeciwnie – gdy raz spróbowałam odmówić, usłyszałam: „No weź, zawsze mi z tym pomagasz”. Jakbym nie miała prawa odmówić. Jakby moje „tak” było czymś oczywistym.

Przełom nastąpił, gdy pewnego dnia zostałam w biurze do późnej nocy, kończąc projekt, za który miał zebrać pochwały ktoś inny. Siedziałam sama w ciemnym biurze, zmęczona, zestresowana i pełna frustracji. Zrozumiałam wtedy, że oni wrócili już do swoich domów, spędzają czas z rodzinami, odpoczywają, a ja haruję za nich, bo nie potrafiłam powiedzieć „nie”.

Poczułam złość – na nich, ale przede wszystkim na siebie. Bo to ja pozwoliłam im się tak traktować. To ja nauczyłam ich, że mogą na mnie zrzucać wszystko, co tylko chcą. Postanowiłam wtedy, że muszę coś zmienić. Następnego dnia ktoś znów podszedł do mnie z prośbą o pomoc. Czułam, jak odruchowo chcę się zgodzić, ale wzięłam głęboki oddech i powiedziałam: „Przepraszam, ale mam teraz dużo swoich zadań. Nie dam rady tego zrobić”.

Zobaczyłam zaskoczenie na twarzy tej osoby, ale nie powiedziała ani słowa. Po prostu poszła dalej. I nic się nie stało. Nikt się na mnie nie obraził, nie zostałam zwolniona ani uznana za niewspółpracującą. Zrozumiałam wtedy, że to ja sama postawiłam się w roli tej, która zawsze pomaga. To ja pozwoliłam, by moje „tak” było dla innych czymś oczywistym.

Uczę się teraz mówić „nie”. To nie jest łatwe, zwłaszcza po tylu latach bycia „tą miłą”, ale czuję, że odzyskuję kontrolę nad swoim czasem i życiem zawodowym. Już nie zostaję po godzinach z cudzymi zadaniami. Już nie robię wszystkiego za innych.

I wiesz co? Nadal mnie lubią. Ale teraz bardziej szanują.

Zawsze byłam miła w pracy i prawie mnie to zniszczyło
Fot. Pexels

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Proszę wpisać swój komentarz!
Proszę podać swoje imię tutaj